Błą dallQuery:
Systematycznie będziemy zamieszczać świadectwa pielgrzymów, które wypowiadali po przebytych pielgrzymkach. Zachęcamy do lektury.
Siódme świadectwo - Barbara
Moja znajomość ze Św. Charbelem zaczęła się od trudniej sytuacji rodzinnej. Po ludzku – nie do rozwiązania. Z pewnych przyczyn nie chcę wyjawiać szczegółów. W każdym razie przez kilka miesięcy wyłam z rozpaczy, znikąd nie widząc ratunku. Wysłałam SMSa do kolegi, będącego na pielgrzymce do Częstochowy, z rozpaczliwą prośbą o modlitwę. Ja sama zawracałam głowę Świętej Ricie i błagałam wszystkich znajomych o modlitwę.
Tymczasem kolega wrócił z pielgrzymki, twierdząc, że „mam załatwione”. Uznałam, że jest rozbrajający, bo przecież nic się nie zmieniło.
Tenże kolega zaczął mnie namawiać do podjęcia się odmawiania Nowenny Pompejańskiej. Znając swoją słabość i brak wytrwałości wyznałam, że po prostu nie dam rady. Znajomy jednak się nie poddawał i stwierdził, że nie pozostaje mi nic innego, jak tylko Nowenna do Św. Charbela – krótsza i łatwiejsza. Opowiedział mi o Świętym, jak z impetem „wkroczył” w jego życie, jak „atakował” z przygodnie otrzymanych książek i jak „przyjechał” do niego, czyli do jego własnej parafii (w postaci relikwii).
Uchwyciłam się tego nowo poznanego Świętego jak ostatniej deski ratunku. Nadal wyłam całymi dniami, tym razem adresując swoją rozpacz i błagania do konkretnej Świętej Osoby. Wtedy poczułam, że jest, słucha, martwi się o mnie. Jednocześnie byłam przez Świętego prowadzona twardą ręką, z połajankami włącznie. W efekcie uspokoiłam się i zaczęłam zachowywać racjonalniej, choć sama sytuacja nie zmieniła się ani o jotę.
Minął rok, a ja pojawiłam się u grobu Św. Charbela. Ja, która całymi latami nie byłam za granicą, co najwyżej na agroturystyce w sąsiednim województwie. I gdy cudem udało mi się zgromadzić pieniądze na wyjazd, to jeszcze kilka dni przed odjazdem wciąż nie miałam środków na kieszonkowe. I tu w ostatni możliwy dzień nagle otrzymuję przelew za zlecenie…
Po powrocie z Libanu zawitałam z olejami od Świętego Charbela do mamy. Mama od wielu lat cierpi na wrzodziejące zapalenie podudzia, przy czym od trzech lat choroba polega na otwartej, ropiejącej, sączącej się głębokiej ranie. Pomimo stosowania najnowocześniejszych opatrunków i leczenia w specjalistycznej poradni trudno gojących się ran, rana mamy nijak nie chciała się zagoić. Przeciwnie – robiła się coraz większa.
Posmarowałam nogę mamy olejkiem z Annaya (wokół rany, wzdłuż zdrowej skóry) i wśród wielu warstw opatrunku założyłam też „opatrunek” z pyłkiem z grobu Świętej Rafki. Odmówiłam cząstkę różańca i zasnęłam. Następnego dnia okazało się, że mama strasznie tę noc przecierpiała. Podobno mnie wołała na pomoc, a ja, choć byłam obok w pokoju, niestety nic nie słyszałam. Mama ratowała się jak umiała, czyli „odmówiła wszystkie paciórki”. Zasnęła nad ranem.
Mieszkam w innym mieście, więc odwiedzam ją co 2, 3 tygodnie. Pierwsza z tych wizyt mnie zszokowała. Rana, dotychczas blada nagle „ożyła”, wyraźnie zaczęła w niej krążyć krew. Następne 3 tygodnie przyniosły efekt w postaci ledwo dostrzegalnej obwódki nowej skóry. Lekarze zaczęli przebąkiwać, że „chyba”, że „może”, że „coś jakby”.
Kolejna wizyta – wyraźnie tworzy się nowa tkanka w głębi rany. Na dzień dzisiejszy (upłynęło pół roku) rana jest zagojona, choć wygląda jak ociosana siekierą, a dwa małe sączące się punkciki wołają o ciągłą i nieustającą modlitwę.
Ja sama mam jaskrę i trochę obawiam się utraty wzroku. Uważam, że nie wypada prosić o łaski dla samego siebie. Jednak muszę się przyznać, że po namaszczaniu mamy i członków rodziny, nieśmiało smarowałam resztką olejku, jaka pozostała mi na palcach, swoje powieki.
Niedawno miałam wykonywane kontrolne badanie grubości warstwy włókien nerwowych wokół tarczy (od których zależy widzenie). Przy poprzednim takim badaniu dowiedziałam się, że mam pewne ubytki, a sytuacja może się pogorszyć lub, co najwyżej pozostać na tym samym poziomie. Na pewno już nie będzie lepiej. Tym razem lekarka niewiele mówiła, a zapytana zdziwiona odpowiedziała „No wie pani, że to pani wychodzi dobrze?” Sama potem porównałam wyniki i okazało się, że miejsca wcześniej poniżej normy teraz są w dolnej granicy, ale W NORMIE!
Czuję, że ja i moja rodzina jesteśmy pod dobrą opieką Świętego Charbela, Matki Bożej (cierpliwie uczy mnie różańca) i oczywiście Jezusa.
A trudna sprawa, dzięki której tyle dobra za wstawiennictwem Św. Charbela się dokonało, nadal jest trudna. Zaufałam jednak i obserwuję zmiany na lepsze we mnie i w moim otoczeniu. Bóg po prostu obdarowuje nas tym, czego nam najbardziej potrzeba, a nie zawsze tym, czego, jak kapryśne dzieci, chcielibyśmy od Niego dostać. Spotykam też na swojej drodze więcej dobrych ludzi. Prawdziwe nagromadzenie ludzkiego dobra. Źli nie zniknęli, ale dobrzy to już prawdziwa plaga. A może to ja zauważam więcej dobra dookoła? A kiedy w tych złych zacznę zauważać Jezusa?
Barbara